Kiedy pierwszy raz spróbowałam na Morawach Południowych młodą frankovkę, w ogóle mi nie posmakowała. Niesamowicie garbnikowa, wręcz bimbrowa. Postanowiłam się jednak nie zrażać i kupiłam starsze nieco wino zrobione z tego szczepu w firmowym sklepiku Vinařství Plešingr w Ratíškovicach. Otworzyłam je dopiero niedawno i bardzo miło się zaskoczyłam. Oczywiście to siedmioletnie niemal wino potrzebowało trochę oddechu – dałam mu około pół godziny.

Przejrzysta, głęboka czerwień kryła w sobie trochę ulotny, ale wyraźny zapach wiśni, do którego przy „drugim nosie” dołączyły wyraziste, warzywno-ziołowo-drewniane nuty. W ustach plešingrowska frankovka okazała się słonawa, z aksamitnymi taninami i umiarkowaną kwasowością. Nie zabrakło też czerwonej porzeczki, jeżyn i jagód. Fajna mieszanka subtelnych doznań przy budzącym podziw balansie – to wino miało aż 14% alkoholu! Wyczuwałam te procenty co najwyżej jako przyjemne ciepełko.
A frankovka, czyli Blaufränkisch, czyli kékfrankos, lubi ciepełko. Lubi też czas – bobule dojrzewają późno, a wino potrzebuje kilku lat, aby uspokoić kwasowość i agresywne garbniki. Ten egzemplarz zrobiono właśnie z winogron późno zebranych w okolicach miejscowości Strážnice w zróżnicowanym glebowo, ale ciepłym podregionie Slovácká. Opisałam stamtąd trzy wina (jedno, drugie i trzecie).
Frankovkę można znaleźć też w Polsce! Na przykład w sklepie winozmoraw.pl są dwie butelki w super cenie. A tymczasem ja już wiem, że powinnam wybrać się do Egeru, aby przekonać się do Egri Bikaver, z którym też miałam kiedyś problem, a w którym dominującym szczepem jest właśnie frankovka, zwana przez bratanków kékfrankos.
Oczy: przejrzyste, głęboka czerwień
Nos: wiśnie, warzywa, zioła, drewno
Usta: słonawe, aksamitne taniny, czerwona porzeczka, jeżyny, jagody, umiarkowana kwasowość, zbalansowane
Ogólna ocena: 4/5