I znów mój ulubiony szczep z bogatej w shirazy i syrahy oferty Biedronki, tym razem z południowo-wschodniej Australii. Podałam je solo, jako czerwone zakończenie wieczoru z sushi i chardonnay. Kosztowało mnie 14,99 i oczywiście spodziewałam się po tym winie raczej stołowej prostoty, niż eleganckich bukietów. Nie rozczarowałam się ani w jedną, ani w drugą stronę.
Muszę powiedzieć, że rozbawił nas dumny, złoty napis „PRESTIGE” widniejący u góry etykiety, ale mniejsza z tym. Wino w kieliszku przejrzyste, ciemnorubinowe, ale trzeba było je trochę napowietrzyć, bo zapach tuż po otwarciu był zupełnie nieciekawy. Potem zaś – nieśmiało wydobył się z kieliszka delikatniuśki, sztucznawy zapach czerwonego dżemu i…lodów truskawkowych. Może ta sztuczność to efekt wspomnianych przez Wojciecha Bońkowskiego asfaltowych nut, ale na nas nie zrobiły dobrego wrażenia.
Pisałam wcześniej o pięknych zapachach Rupesa, które nie potwierdziły się na języku. W przypadku shiraza z Australii było odwrotnie – delikatne aromaty rozwiały się pod wpływem intensywnego smaku dżemu truskawkowo-wiśniowego podlanego alkoholem. Natomiast zaczęliśmy zagryzać to wino czekoladą z orzechami laskowymi i wtedy wszystko nam się bardzo smakowicie zrównoważyło.

Krótkotrwały finisz potwierdził adekwatność jakości tego wina do ceny – przy piętnastu złotych bez grosika nie ma co narzekać. Queensland był w porządku, ale po już niego nie sięgnę szczególnie, że do odkrycia kolejny ląd, o którym w następnym wpisie.
Oczy: ciemnorubinowe, przejrzyste
Nos: delikatny, nieco sztuczny zapach lodów truskawkowych i dżemu z czerwonych owoców
Usta: dżem truskawkowo-wiśniowy, mocne, alkoholowe, krótki finisz
Ogólna ocena: 3/5
Po poszperaniu w Internetach uznałam, że gdyby jeszcze trochę schłodzić to wino, pozbylibyśmy się alkoholowych aromatów. Taki jest właśnie sposób na tego typu shirazy.
PolubieniePolubienie